czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 1

    Wszedłem do szkoły na siedem minut przed dzwonkiem. Odwlekałem moment wyjścia w nieskończoność. Powrót do szkoły po wakacjach jest moim nocnym koszmarem. Nienawidziłem tego miejsca, nauczycieli, ludzi. Tego jak wszyscy wysysali ze mnie życie i sprawiali, że mam ochotę umrzeć. Dzięki Bogu, przez pierwszy tydzień lekcje były leniwe, więc miałem czas na oswojenie się z nowym porządkiem dnia. Pocieszająca była też myśl, że zaczynałem dzień od lekcji polskiego – mimo, że mieliśmy 18 lat, jedyne co robiliśmy, to dobrowolne opowiadanie reszcie klasy o swoich wakacjach. Tu zostawiam zawsze pole do popisu swoim jakże wspaniałym koleżankom z dwiema tonami gładzi szpachlowej na twarzy. Mając wzrok wbity przed siebie, skierowałem się do klasy i wszedłem do niej równo z dzwonkiem. Rzuciłem czarny plecak, siadając niedbale na ławce. Kiedy do środka weszli już wszyscy, przeczesałem wszystkich wzrokiem. Nic się nie zmieniło. Brak nowych uczniów i tym podobnych. Chociaż… Mój wzrok zatrzymał się na chłopaku siedzącym obok mnie. Dzielił nas jeden rząd. Uniosłem nieznacznie brew na widok jego włosów – jaskrawoczerwonych, gęstych i potarganych. Wydawało mi się, czy szkolny regulamin zabraniał tego typu rzeczy? Zrobiłem bezradną minę i podparłem czoło dwoma palcami. No, no. Za chwilę się dowiemy, kto to taki. Robert Stinnges, nasz nauczyciel polskiego, przemówił swoim jak-zwykle-super-radosnym głosem.                        
– Czołem, klaso! Jak widzę, wszyscy zdrowi, wypoczęci i w świetnych humorach! – klasnął w dłonie i zaśmiał się krótko. – Zanim jednak zaczniemy wędrować przez wspomnienia minionych miesięcy, chciałbym powitać w waszej klasie nową osobę. – czerwono włosy chłopak podniósł się z ociąganiem i uśmiechnął nieznacznie. – Gerard, powiesz nam coś o sobie?
- Witam, nazywam się Gerard „Gee” Way i od dziś będę nękał wasze biedne dusze w tej szkole. – uśmiechnął się krzywo, zaś przez klasę przeszła salwa śmiechu. Nie podzieliłem ich rozbawienia i prawie przewróciłem oczami. Kolejny popisujący się dupek. Straciłem nadzieję na poznanie kogokolwiek normalnego przez te dwa lata. Wszyscy byli tak niesamowicie płytcy i tępi, że właściwie nie powinienem żywić już żadnej nadziei odkąd tylko trafiłem do tej klasy. Po sprawdzeniu listy przyszedł czas na idiotyczne przechwałki, a mnie wciąż zastanawiał ten koleś. Trudno było się dostać do tej szkoły tak o, na drugim roku. Albo tu się uczysz albo nie. No i te włosy. Szczerze mówiąc, sam ich zazdrościłem, ale jakim cudem to przeszło przez dyrekcję? I dlaczego się przeprowadził? O ile w ogóle się przeprowadził, może tylko zmienił szkołę. W myślach wydałem odgłos zdychającego walenia. Chciałem tylko wracać do domu, ale ostatecznie, dzięki Gerardowi będę miał zajęcie. Postanowiłem dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Zmarszczyłem brwi i podniosłem lekko głowę, czując na sobie czyjś wzrok. Mimowolnie spojrzałem w prawo. Way siedział zwrócony twarzą do mnie i w ostatniej chwili uciekł wzrokiem gdzieś pośród klasę. Czego on ode mnie chciał? Tego mi jeszcze brakowało. Kolejnego debila na karku. Przeciągnąłem się w ławce, kiedy rozległ się dzwonek. To będzie długi dzień.

777

    Właśnie minęła siódma lekcja, kiedy dobiegły do mnie plotki. Oczywiście, Gerard jako świeże mięsko musiał otrzymać trochę od życia i pobyć w centrum uwagi. Zaskoczyło mnie to, że nie widziałem go na przerwach, ani jednej. Od czasu polskiego ani razu nawet nie uniósł kącika ust. I właśnie teraz dowiedziałem się – ze źródeł, które prawdopodobnie nie należały do najpewniejszych – że Gerard Way trafił do tej szkoły w celu zintegrowania się z ludźmi i odbyciu przemiany, jako że właśnie uciekł z poprawczaka. Szczerze mówiąc, z lekka wyglądał na właśnie takiego. Niepokornego. Ale z poprawczaka? W takim razie, co zrobił? Nie powinien być jakoś karany za ucieczkę? Wychodząc ze szkoły zmarszczyłem nieznacznie brwi, poprawiłem ramię plecaka. Nowe myśli tłoczyły mi się w głowie, kiedy zauważyłem go idącego wprost do mnie.
- Hej. – zaczął, unosząc kąciki ust, a ja nie byłem pewny, czy chcę w ogóle zaczynać tę rozmowę. – Chodzimy razem do klasy, prawda? Gerard. – wyciągnął do mnie rękę, a mnie zmiękło serce.
- Frank. – delikatnie odwzajemniłem uśmiech. Stay calm, Frank .Nie wiedzieć czemu, szedł obok mnie. Więc tak jakby wracaliśmy razem ze szkoły. Ups.
- Frank Iero? – upewnił się, a ja uniosłem brwi słysząc te słowa. – Wybacz, załapałem, kiedy sprawdzali listę. – zaśmiał się (naprawdę, tak że mogłem zobaczyć jego zęby) i podrapał się po karku z zakłopotaniem.. – Nie wiem czy o tym wiesz, ale wprowadziłem do domu obok. - Chwila, co? Potrzebowałem kilka sekund, zanim jasny promyczek zamigotał mi w głowie.
- Aaach, tak. Mama wspominała coś o nowych sąsiadach. A więc to ty. – uśmiechnąłem się, czując się zmęczony kontaktami z ludźmi. Sąsiad, który uciekł z poprawczaka. Prawdopodobnie. Super. – Skąd się przeprowadziłeś? – brnąłem dalej w tą konwersację, mimo że chciałem uciec od niej jak najdalej. Zaraz po zadaniu tego pytania zauważyłem ogromną zmianę w Gerardzie. Napiął się, jego oczy ściemniały, zacisnął szczękę, a na jego twarzy pojawił się grymas.
- Nie twój gówniany interes. – wycedził, nałożył kaptur na głowę i wcisnął ręce w kieszenie, wymijając mnie i przyspieszając kroku. Że co? To chyba nie był temat tabu? Choć właściwie, nie wiem, czy chcę wiedzieć, gdzie mieszkał wcześniej. Może naprawdę powinienem siedzieć cicho. I tak przez całą resztę swojego popierdolonego i bezsensownego życia. Na chuj się wtrącam? Jak zwykle, Iero. Przetarłem oczy, mocno dociskając do nich palce. Jesteś do niczego, Iero. Nie mógłbyś się po prostu zamknąć? Na zawsze? Głos w głowie nie dawał mi spokoju. Kurwa mać. Nienawidziłem ludzi, siebie i całego świata. Chciałem tylko zamknąć się w pokoju słuchając jakiejś dobrej kapeli. Albo siedząc w ciszy. Po prostu odizolować się, jak zawsze. Ale dlaczego tak na mnie naskoczył? Rozumiem, że mogło być źle, ale aż tak bardzo nie chce gadać o swojej przeszłości? Że nie może przepuścić ani wzmianki o niej, tylko od razu ją zdusić? Przecież mógł zwyczajnie milczeć, albo powiedzieć coś w stylu „nieważne” i uśmiechnąć się. Ach, właśnie. Jak człowiek o tak cholernie pięknym uśmiechu może być taki na co dzień? Zdaję sobie sprawę, jak pedalsko to brzmi, ale Gee ma najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem. Szczególnie ten szeroki. Westchnąłem, zakładając słuchawki na uszy. Włączyłem kolejny kawałek z playlisty – I have a need by Black Light Burns. Postanowiłem przestać myśleć o nowym znajomym. Mam ważniejsze sprawy, jak… Westchnąłem w myśli, uświadamiając sobie, że nie mam nic do roboty. …jak dekorowanie pokoju. Zamierzałem wytapetować sobie wszystkie ściany zdjęciami ulubionych wykonawców. Czuję, że pójdzie na to masa taśmy. Ale co zrobić? Jestem na skraju bezkresnej nudy, może przynajmniej sprawię, że będę czuł się lepiej w swoim pokoju. Boże, jak bardzo dziewczęco to brzmiało. Co innego miałem do roboty? Nie wierzę że to mówię, ale naprawdę jestem już znudzony graniem w te same gry, czytaniem książek i brzdękaniem na gitarze. Potrzebuję czegoś nowego w życiu. Czegoś, co postawi mnie na nogi. Albo kogoś, odezwał się głos. Tego mi jeszcze brakowało, wykłócania się z samym sobą. Mhm. [notka: tu włącz Perfect by Simple Plan. Zaufaj mi] Dotarłem do domu i już od progu poczułem zapach mięsa, cebuli i odrobiny alkoholu. Och. Tatuś wrócił. Zdjąwszy buty, modliłem się, żeby dał mi przejść niezauważonym do swojego pokoju. Już prawie mi się udało, kiedy usłyszałem głos będący jednym ze źródeł moich zmartwień przez tyle lat.
- Franklin! – krzyknął, a mnie zrobiło się niedobrze od zapachu panującego w domu. – Chodź tu, do cholery! – zacisnąłem zęby. Nienawidziłem, kiedy przeklinał. W ogóle nie lubiłem przeklinania, mimo że sam w myślach robiłem to często. Posłusznie poszedłem do niego. Siedział sam w brązowych spodniach i białej podkoszulce, jedząc ogromne kotlety z przerażającą ilością cebuli. Obok talerza stała butelka wódki opróżniona do połowy. Zapowiada się znakomicie. – Chodź tu, dostałeś dziś jakąś ocenę? – zagadnął, podnosząc głowę.
- Nie, tato, to dopiero pierwszy dzień szkoły i—
- No i co z tego? Zawsze znajdzie się coś do roboty, za co dostajesz dodatkowe punkty albo oceny, powinieneś sam o to zadbać!  Powiedz mi Frank, co ty kurwa chcesz robić w życiu? Jak ty to sobie wyobrażasz? Wiecznie na naszej łasce? – uderzył ręką w stół, zabijając mnie wzrokiem.
- Nie, po prostu—
- DAJ MI SKOŃCZYĆ DO JASNEJ CHOLERY! Wiecznie nic nie robisz, spójrz jak ty wyglądasz! Popatrz na siebie! Czy ten widok cię zadowala?! Kim ty w ogóle jesteś?! – spuściłem głowę, nie mogąc znosić jego słów. Ja nie wytrzymam. – PATRZ NA MNIE JAK DO CIEBIE MÓWIĘ! Chciałem wychować żołnierza! Dzielnego, potężnego mężczyznę! A kim ty jesteś?! Kim ty kurwa jesteś, patrz na siebie! Pieprzonym pedałkiem z tą swoją gitarą, artysta się znalazł! Matka ci na to pozwala, ale to nie znaczy że ja też! Czy ty w ogóle—  - jego wypowiedź przerwało wejście mamy. Niosła zakupy i wyglądała na wycieńczoną. Było mi tak bardzo wstyd, że musi przez to przechodzić. A to wszystko dzięki mnie i ojcu. Idealnie. Łzy błysnęły w moich oczach, ale przecież się nie rozbeczę. Nie teraz, nie tutaj, nie przy nich.
- Frank, coś ty znowu narobił. Na szczęście nie słychać was na zewnątrz. – powiedziała półprzytomnym głosem, kierując się w naszą stronę i odstawiając zakupy. Wiem, że pierwsze zdanie nie było skierowane do mnie, jednak mimo wszystko poczułem się winny. Ty zawsze czujesz się winny. Jesteś chodzącą patolą.
- Na szczęście! Czy ty w ogóle patrzysz na naszego syna? Ty widzisz co on robi? Jak on w ogóle wygląda! Jezu Chryste, kobieto, przestań się nad nim użalać! SPÓJRZ NA JEGO ŻYCIE W TEJ CHWILI! CO ON OSIĄGNIE? GÓWNO! ON NIC KURWA NIE OSIĄGNIE BO JEST BEZUŻYTECZNYM PEDAŁEM! – ojciec wstał i uderzył pięścią o stół tak mocno, że mama się wzdrygnęła. Zacisnąłem jedną dłoń w pięść, żeby odwrócić swoją uwagę od pomysłu wywrzeszczenia mu w twarz wszystkich jego win. Pierdol się, powtarzałem w myślach. Pierdolsiękurwajezunienawidzęciętakbardzo. Moja głowa była pełna nienawiści, tak bardzo, że moje myśli potykały się o siebie i kłębiły. Z zawieszenia wyrwał mnie głos mamy. Spokojny i cichy.
- Frankie, idź do siebie, wszystko w porządku. – powiedziała półgłosem, gładząc mnie po ramieniu. Jak zwykle. Ten sam scenariusz. Skinąłem głową i poszedłem do pokoju. Wedle rodzinnego rytuału, za chwilę zaczną— nie zdążyłem dokończyć myśli, kiedy w kuchni wybuchła kłótnia. Ojciec wrzeszczał, mama cicho odpowiadała. Nie rozróżniałem słów, ale chodziło o mnie. Jak zwykle. Zawsze chodziło o mnie. Kopnąłem z całej siły w łóżko, chcąc wyładować złość. Upadłem na nie i zacząłem wrzeszczeć do poduszki. Nie słyszałem wrzasków ojca, pewnie wyszedł albo ściszył głos. Zaczynałem traktować poduszki jak worki treningowe. To na nich się wyżywałem – lepsze to niż gitara. Miałem tak bardzo dość codziennych kłótni, że wymykałem się z domu oknem. Zeskakiwałem na dach garażu, po czym nieskomplikowanie schodziłem po gałęziach drzewa rosnącego tuż obok. Brzmiało niebezpiecznie, ale cóż, póki co wciąż żyję. Dzisiaj też postanowiłem się przejść. Otworzyłem okno i pokonałem drogę na ziemię, kiedy moje lewe oko zarejestrowało jakiś ruch. W oknie domu obok – domu Gerarda Way’a – mignęły czerwone włosy i sylwetka odwracająca się tyłem. Obserwował mnie? Mój dom? Zacząłem odczuwać lekki niepokój w stosunku do tego chłopaka. Nie przez te plotki o poprawczaku, przez wszystko inne – to, że jego nastrój zmieniał się w ciągu sekundy, to, że jego zachowanie było tajemnicze i niewyjaśnione i wreszcie – to, że do cholery cały czas mogłem zobaczyć jego cień w oknie. Wyprostowałem się i próbowałem się odprężyć, kierując w stronę parku. Pech chciał, żebym natrafił tam na osobę, która, mówiąc delikatnie, wnosiła do mojego życia gorycz. Niska blondynka kroczyła ku mnie pewnym krokiem, machając z daleka. Owszem, była szczupła i piękna, ale nie wykazywałem nią najmniejszego zainteresowania. I ta jej paplanina! Spiąłem mięśnie, powstrzymując się od ucieczki.
- Frankie! Hej, co tu robisz? – uśmiechnęła się szeroko i przycisnęła ręce do siebie, uwydatniając swój biust. Och, jakże to głębokie. Stacy Debutten jest dziewczyną z pierwszej klasy, której na szczęście nie widuję zbyt często – ani prywatnie, ani w szkole. Nie rozumiem jej obsesji na moim punkcie, tak jak ona nie rozumie mojej obsesji na punkcie dobrej muzyki. Dobrana z nas para.
- Heej, Stacy. Właściwie to się spieszę, więc— - moje resztki rozumu podpowiadały mi, że brnę bardzo nieudolnie. Dziewczyna machnęła lekceważąco ręką.
- Och, ja też, spokojnie. Po prostu przypomniało mi się… Widziałam cię dziś z Way’em, wracaliście razem ze szkoły, chyba… Frankie, chcę cię przed nim ostrzec. On… nie jest najlepszą partią na kumpla. Niewiele o nim wiadomo, a jeśli już, to same złe rzeczy. Po prostu mi się nie podoba. Nie chcę, żebyś miał kłopoty. – zademonstrowała mi swoją zatroskaną minę. Ona chce mnie ostrzegać? Przecież to ona jest dziewczyną lubującą się w łamaczach serc i niepokornych chłopcach, więc skąd nagle ta ostrożność? Zacisnąłem usta w wąską kreskę. Nie chciałem wiedzieć.
- Dzięki, naprawdę, ale teraz muszę już iść. Pomyślę o tym. – odpowiedziałem bez zbędnych szczegółów, kiwając jej głową na pożegnanie i zostawiając ją samą, nieco przygnębioną, na chodniku.
- Na razie! – zapiszczała jeszcze za mną. O Boże. Dlaczego świat jest taki okrutny.

777

 Obudziłem się rano z tępym bólem głowy. Niemożliwe. Wczoraj poszedłem do jakiegoś monopolowego, kupiłem trzy butelki piwa i udałem się do Schronienia, czyli opuszczonego mieszkania ze starą kanapą, w którym komponowałem, rozmyślałem i piłem. Miałem tam nawet kredki i malowałem na ścianach. Ta. Schronienie znalazłem wieki temu, było na końcu zatęchłej uliczki i znajdowało się za najbardziej paskudnymi drzwiami na świecie. No cóż, zdarza się, a ani myślę chodzić do klubów. W każdym razie – wypiłem tylko trzy piwa, ośmioprocentowe, więc jakim cudem czuję się dzisiaj tak strasznie? Przetarłem ręką oczy. Wróciłem o 21 i o tejże godzinie poszedłem też spać. Przecież to idealna ilość snu jak na nastolatka. Wstałem, poszedłem do toalety i założyłem czarne, poszarpane spodnie i T-shirt w tym samym kolorze, z ciemnoszarym rysunkiem czaszki. Kolejny cudowny dzień szkoły. Już się cieszę. Przeczesałem włosy ręką, chwyciłem plecak i udałem się do kuchni. Nie jadam śniadań. Właściwie w ogóle mało co jadam, ale to inna historia. Mama była w pracy, ojciec też. Chociaż tyle. Wziąłem pierwsze lepsze jabłko z koszyka i założywszy trampki, wyszedłem z domu. Spojrzałem na zegarek – dwadzieścia przed ósmą. Whoa, dobry czas. Kiedy po raz drugi podniosłem wzrok na drogę przede mną, zwolniłem kroku. Przede mną stał Gerard z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Uniosłem ostrożnie jedną brew. Już miałem zamiar się przywitać, gdy usłyszałem jego głos.
- Cześć, Iero. Musimy coś sobie wyjaśnić. – oznajmił twardo, a moje palce zacisnęły się na jabłku, które wciąż kurczowo trzymałem w dłoni. O cholera. Co było nie tak?

_____________________

Wow, so here I am! Imuś pisze Frerarda i publikuje go 15 po pierwszej. Shit happens. To wynik nudy i nadmiaru gejowskich feelsów. PLS, KOMENTUJCIE. Jeśli się spodoba, będę pisać dalej. Indżoj!

Imuś


4 komentarze:

  1. Nie umiem pisać kreatywnych komentarzy :c Jest świetnie, cudownie, super, czekam na kolejny rozdział, piiiisz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuu, zły Gerard, niedobry Gerard! ^^ Awesome, plus Bluck Light Burns :3 Czyta się całkiem miło, ciekawość mnie zżera CO BĘDZIE dalej, więc DODAWAJ SZYBKO JUŻ COŚ NOWEGO!
    Love :3
    zamknij_drzwi/ga

    OdpowiedzUsuń
  3. Imuś. Człowieku. Ty mi każesz czekać. Mnie. Niecierpliwej osóbce.
    Co tu się dzieje. Styl pisania zajebisty, że miło się czyta + uwielbiam jak dodawane są linki z muzyką.
    Historia wciąga niesamowicie. ;_; KC mocno. ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest okay, podoba mi się opis uczuć Franka, ale czasami jest zbyt sztucznie, boję się, że zrobisz z tego kolejnego frerarda, w którym to biednego Franiusia bije tatuś, a mamusia nienawidzi. Pozytywnie zaskoczyłaś mnie tym telefonem na policję, ale fakt, że stał tam Gee jest dziwny. Co on życia nie ma?
    Przyczepię się jeszcze do jednej rzeczy, które mnie denerwuje.
    Kiedy piszesz np.
    -Dzień dobry. - blablabla.
    nie ma być tam kropki, nigdy w życiu nie,nie,nie,nie,nie.
    Poza tym podoba mi się, masz lekki, przyjemny styl pisania. Nie obraź się na mnie proszę ;-;
    Czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń